Strony

środa, 31 grudnia 2014

ŚWIĘTA




Najbardziej szkoda mi, że śnieg spadł dopiero w drugi dzień Świąt. Ale nie tylko on się spóźnił, choinkę rozkładaliśmy dopiero w wigilijne popołudnie, podczas gdy zazwyczaj tego dnia roku stała już wystrojona od kilku tygodni. Śnieg wziął więc odwet i też nie spieszył się z nadejściem. 


Nowy pomysł w tym roku - wyciskałam dla całej rodziny sok z pomarańczy, w poczuciu nagłej potrzeby, by zaopatrzyć najbliższych w dodatkową porcję witaminy C. Swoją drogą to skandal, że na sklepowych pasażach szklanka takiego soku kosztować może nawet czasem powyżej piętnastu złotych! 


Pierwsze prezentowe zaopatrzenie mojego uzależnienia od herbat. Rok temu był czajnik i herbaty na wagę, w tym roku skrzyneczka na torebki herbat i sześć ich paczek w różnych smakach. Lepiej być nie mogło. Na zdjęciu poniżej zeszłoroczne prezenty - wspomniany czajniczek z sześcioma kubeczkami w komplecie, herbaty oraz po lewej pojemniczek na kadzidełka zapachowe, który pewnie ma jakąś specjalną nazwę, ale jest ona mi niestety nieznana, więc dla mnie pozostaje po prostu pojemniczkiem na kadzidełka.


Majki, po raz trzeci już w swoim życiu, doświadczył szoku sezonowego, związanego z pojawieniem się (po długich oczekiwaniach!) śniegu. To przykre, ale mój pies wydaje się nie pamiętać dwóch poprzednich konfrontacji z zimową pogodą.


I znów moje zamiłowanie do ciepła dało o sobie znać. Wiedziona inspiracją zaczerpniętą z różnych stron z ładnymi obrazkami, rozpaczliwie szukałam wysokich, ciepłych i uroczych kapci, których jednak nie mogłam znaleźć w żadnym sklepie, który bym o posiadanie takich kapci mogła posądzać. W końcu przypadkiem natknęłam się na takie w Auchanie.


Tak jak herbatę kocham całym sercem, równie mocno nie lubię kawy, której zbawiennie działanie zmusza mnie niestety do powolnego przekonywania się do jej smaku. Kawiarniom wdzięczna jestem za to, że tak nieprzyjemny dla mnie napój potrafią podać w tak cieszący oko sposób, dzięki czemu kawy nie potrafię wypić nie dlatego, że mi nie smakuje, ale po prostu szkoda mi psuć małe dzieło sztuki, jak na przykład to, które uwieczniłam na zdjęciu poniżej.


W kwestii preferencji odnośnie pór roku, lubię zimę głównie z tego względu, iż właśnie w niej obchodzę urodziny. Dodatkowo jest mikołaj, są Święta, no i herbata ;)

Follow my blog with Bloglovin

piątek, 31 października 2014

HOME STUFF

Pomimo anginy pojechałam z mamą na zakupy. Udało mi się na przecenie upolować kilka dodatków do domu, które wyjątkowo mi się spodobały. Przede wszystkim udałyśmy się do JYSKa, skąd wczoraj mama wróciła z wielką siatą narzut na łóżko, kołder i poduszek. Była tam też promocja koszyków i kuferków. Zdecydowałam się na brązowe, cztery małe i jeden większy, którego niestety nie ma tu na zdjęciu. Dwa włożyłam do garderoby, aby wrzucać do nich zdejmowaną po powrocie do domu biżuterię i zegarki oraz na inne drobiazgi, jakie się akurat nawiną.


Dwa pozostałe umieściłam na półce w łazience. Te prezentują się znacznie ładniej niż koszyki, które poprzednio się tam znajdowały.



Kolejnym zakupem były poduszki. Dwie brązowe znalazłam także w JYSKu, a dla kontrastu dokupiłam potem jeszcze w Praktikerze (!) jasną włochatą, która od razu wpadła mi w oko.


 No i wreszcie! Znalazłam dla siebie szlafrok, o którym marzyłam chyba od gimnazjum. Wahałam się nad kilkoma kolorami, kusił mnie jeszcze pastelowy róż, ale wreszcie zdecydowałam się na beżowy.


Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się znaleźć czas na jakieś ubraniowe zakupy, bo czuję niedosyt i znów zaczynam nie mieć w co się ubrać ;)

poniedziałek, 27 października 2014

KONIEC WAKACJI / ROK AKADEMICKI




Wkrótce listopad, wypadałoby więc zrobić, minimalne chociaż, podsumowanie miesiąca. Rok akademicki rozpoczęłam nieszczęśliwie, bo od zmiany druta w aparacie na mocniejszy. Tak więc uczelnię powitałam z takim oto prowiantem: 


Pozytywnym zaskoczeniem natomiast okazał się wpływ soku z aloesu na moje włosy, który w wolnej chwili wylałam na umytą głowę, a następnie zabezpieczyłam olejem. Sukces w pełni - po raz pierwszy w życiu na czubku moich włosów nie widziałam aureoli baby hair. Jednak te prędko się za moją głową stęskniły, gdyż nie musiałam długo czekać na ich powrót - już nazajutrz jak co dzień fruwały już wokół czubka głowy. Ale efekt tuż po tak mnie ucieszył, że postanowiłam go uwiecznić.


...oraz złożyć kolejne pokaźne zamówienie "włosowe". Na zdjęciu: kwas hialuronowy, spirulina, olej amla, zabieg laminowania, Wax.



Kolejną atrakcją minionych tygodni była wizyta MTV, którą złożyli z powodu wygranej mojego znajomego w konkursie MTV START. Ekipie z największą przyjemnością zaprezentowaliśmy Sosnowiec, gdzie mieści się nasza uczelnia. Niestety nie spędzili tam zbyt wiele czasu, chyba Katowice bardziej przypadły im do gustu ;)


Cały dzień ze znajomymi spędziliśmy na kręceniu wypowiedzi na temat naszego zwycięskiego kolegi. Po ciężkim dniu nagrywania programu poczęstowano nas pizzą. 


Po pierwszym miesiącu roku akademickiego wiem, że ten semestr będzie znacznie luźniejszy od poprzednich. Potwierdziło się także moje zdanie na temat tego, że absolutnie nic nie wróży mi przyszłości przed obiektywami kamer - na szczęście ;)

Październik to także dobry okres dla kin. Ostatnio pojawiło się parę obiecujących zapowiedzi filmów. Zdecydowanie warto wybrać się na film "Bogowie", co też w najbliższym czasie uczynię.




 

Kolejne dwa tytuły to "Służby specjalne" oraz "Sędzia".



Oraz piosenka, która zapętlona leci u mnie nieustannie z laptopa:

piątek, 26 września 2014

JESIEŃ

Ok, pozostał tydzień do roku akademickiego. Od początku września biegam kompletując wyprawkę ;) Temperatura na dworze gwałtownie spadła, na szczęście dziś wreszcie kaloryfery zaczęły grzać. Mimo to przełączyłam się już na tryb jesienny i w pierwszy dzień ochłodzenia kupiłam sobie dziewięć swetrów. Już udało mi się znaleźć kilka jesiennych typów, które będą mi towarzyszyć w tym roku.


GORĄCA CZEKOLADA INSTANT
Dorwałam ją w Carrefourze, szukając czegoś czekoladowego - ten zakup okazał się strzałem w dziesiątkę. Na opakowaniu napisali, by zalać gorącą wodą, ja dodałam też trochę mleka. Co prawda nie jest to kawiarniany smak gorącej czekolady, ale na domowe warunki spełnia swoją rolę.


BOTKI NA PLATFORMIE
Czekałam na nie miesiąc, aż pojawią się w H&M w mojej okolicy. Nie przepadam za tak ciężkim stylem, ale te botki przypadły mi do gustu. Nie jestem także fanką butów na obcasie, bo po prostu nie potrafię w nich chodzić, a każde wyjście z domu w wysokich butach kończy się tygodniowymi odciskami na całych piętach. Co prawda w tych obcasach byłam tylko raz, ale spokojnie mogę przyznać, że są najlepszymi wysokimi butami, jakie posiadam.



FALE ZE "SKARPETKOWEGO KOKA"
Sposób ten znalazłam przez przypadek, błądząc po YouTubie. Zamiast pociąć skarpetkę, wygrzebałam z szafki zwykłą materiałową opaskę i to na niej, jeszcze tego samego wieczora, wypróbowałam koczek. Rano rozplątałam włosy i moim oczom ukazały się najbardziej twarzowe fale, jakie kiedykolwiek pojawiły sie na mojej głowie. Największym plusem tych fal jest to, że robi się je bez użycia ciepła oraz to, że układają się "od twarzy", czego nie umiem uzyskać śpiąc w zwykłym koczku. Nie utrwaliłam ich niestety lakierem, dlatego - co typowe dla moich włosów - fale zniknęły po dwóch godzinach. Jednak znalazłam póki co najlepszy sposób na twarzowe fale, który pasuje moim włosom.


AWKWARD
Nowy serial, który mi - stęsknionej fance Mean Girls - przypadł do gustu. Mam nadzieję tylko, że akcja nieco bardziej się rozwinie, ale obejrzałam póki co tylko pierwszy sezon. Jestem na tak, choć nie wiem jeszcze, co mnie czeka przez 2 kolejne sezony. W każdym razie, rok akademicki się zbliża, a wraz z nim nudne wieczory, które spędzę na "nieuczeniu się"...


PIÓRNIK
Moje studia niestety uniemożliwiają mi przestawienie się na studencki tryb nieposiadania przyborów piśmienniczych. Na szczęście udało mi się w tym roku znaleźć naprawdę uroczy piórnik, oczywiście w H&M. Co prawda nie pomieści całej góry zakreślaczy, jakie zamierzam nosić ze sobą na uczelnię, ale spokojnie schowam w nim wszystkie zapasowe ołówki, gumkę i temperówkę oraz dodatkowe naboje (tak, piszę piórem...).


Choć nie znoszę jesieni, ze względu na zimno i wzrost apetytu, uwielbiam planowanie i organizowanie sobie życia. Mam nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone i na kilka dni wróci do nas słońce. Póki co przeglądam strony w poszukiwaniu idealnego kalendarza i zastanawiam się nad najlepszym sposobem prowadzenia tegorocznych notatek. Tak strasznie ciężko jest przestawić się na tryb niewakacyjny...

(sweter, szalik - sh)

sobota, 3 maja 2014

DOMOWE ŻELKI





Z powodu zbliżających się wakacji naszła niestety konieczność ograniczenia jedzeniowych zachcianek - tym razem już nie na żarty! Jako, iż jestem całkowicie uzależniona od żelków, nie umiem po prostu wykluczyć ich z mojego życia ;(. Postanowiłam więc sama się oszukać i przygotować oszukiwane zapasy na żelkowy apetyt. 

Składniki:
- żelatyna (ja użyłam około 25g)
- sok owocowy (skorzystałam z Paoli malinowej)
- woda
- opcjonalnie: miód, gdy sok jest mało słodki (ja go nie użyłam)
- foremki na lód/ płaskie naczynie



1. Rozpuściłam żelatynę w wodzie.
2. Podgrzałam w garnku sok i dodałam doń żelatynę.
3. Mieszałam na gazie miksturę, aż grudki żelatyny całkowicie się rozpuściły.
4. Rozlałam wszystko do foremek i miseczek
5. Poczekałam, aż żelki mniej wiecej stwardnieją, po czym włożyłam je do lodówki na kilka godzin
6. Gdy czas minął, pokroiłam żelki na kawałeczki i włożyłam do pudełka.

Gotowe! ;)


Niestety nie są żelkami z prawdziwego zdarzenia - nieco tylko twardsze od galaretki. Jednak w swojej roli świetnie się sprawdzają i z pewnością wykorzystam ten pomysł ponownie.




środa, 23 kwietnia 2014

LUNCHBOX SISTEMA

Muszę przyznać, że mam obsesję na punkcie jedzenia. I to dość skrajną, bo od strachu przed włożeniem czegokolwiek kalorycznego do ust, przez arcyzdrowe zasady żywieniowe, po totalną olewkę, kiedy to 2 tabliczki czekolady pod rząd oraz zagryzienie tego McFlurry nie jest mi straszne.

(Bento Laptop Lunch)


Jednak gdy wybieram się na uczelnię, muszę po prostu mieć wszystko przygotowane i zaplanowane. Od dawna fascynuje mnie sposób porządkowania życia Taralynn McNitt (LINK DO BLOGA), dzięki której to dowiedziałam się o istnieniu lunchboxów z przegródkami. Uznałam to od razu za coś fantastycznego, mój zapał ostygł jednak nieco, gdy odkryłam, iż ceny tych, które Taralynn rekomendowała na swojej stronie oscylują w granicach 100zł. No bez przesady, nie wydam przecież stówy na pudełko na żarcie!
Straciwszy zainteresowanie, korzystałam dalej z moich zwykłych realowych pudełeczek do przechowywania żywności.



Aż do dziś, kiedy to, zgubiwszy się na YouTube, znalazłam kanał "iks pe" (LINK) a wraz z nim - filmik o pomysłach na lunch do szkoły. Tam odkryłam lunchboxy firmy Sistema z serii "To Go". Od razu wygooglowałam producenta i postanowiłam, że zamówię wersję Sałatka "To Go".


Przydatne dla mnie jest to, że lunchbox ma dwa poziomy, dodatkowo jeszcze przegródki na wyższej. Jest szczelny oraz zaopatrzony w sztućce.
Myślę, że ten model będzie dla mnie idealny. Niestety teraz nie jest on dostępny w żadnym sklepie internetowym, jednak doczytałam, że znaleźć można te produkty w Tesco czy Carrefourze. Sprawdzę, poszukam, najwyżej poczekam, aż producent uzupełni magazyn ;) 

______________________________________________________________________

EDIT

Jednak udało mi się go dziś kupić po zajęciach. Pojechałam do SCC i tam, w Tesco, znalazłam mój lunchbox Sistema w kolorze niebieskim. Strasznie się cieszę z tego zakupu, chociaż kosztował mnie trochę ponad 40zł - wierzę, że będzie to dobra inwestycja.





Lunchbox składa się z pięterka, podzielonego na przegródki. Dodatkowo dołączone jest pudełeczko na sos i komplet składanych sztućców. Samo pudełko wydaje się być szczelnie zamykane, bez szans na wylanie się na zewnątrz, tudzież na "przemieszczanie" się zawartości między pięterkami.



GODZINOWY PLAN TYGODNIA



Pierwszy pomysł na zagospodarowanie swojego czasu na przestrzeni tygodnia to plan, na którym zapisałam sobie wszystko, co mam do zrobienia. Na pomysł ten wpadłam, gdy za wszelką cenę starałam się wprowadzić plan regularnych posiłków. Pomyślałam wtedy, że równie owocne okazać by się mogło zaplanowanie sobie całego tygodnia, jak mniej więcej chcę, aby przebiegał. 

Pomysł wydawać się może dość głupi, bo który człowiek będzie trzymał się planu co do godziny. Oczywiście wiem, że żaden tydzień nie będzie wyglądał dokładnie tak, jak sobie wypisałam, ale będę starała się trzymać jak najbliżej tego wzorca. Jestem osobą leniwą, o naprawdę żenująco niskiej motywacji, która zawsze zawsze zawsze zawsze miała problem z robieniem czegokolwiek na czas. Spóźnialska to moje drugie imię, nie jestem z tego dumna, ale ciężko mi się tego pozbyć. To właśnie jeden ze sposobów, który (mam nadzieję), pomoże mi się uporać z moim chaotycznym sposobem spędzania dnia.

Teraz po kolei - jak się za to zabrać:

1. Najpierw spisałam na kartce wszystkie rzeczy, które chciałabym zrobić w ciągu tygodnia i zapisałam ilość godzin w tygodniu, których potrzebować będę na dane czynności. Oczywiście wzięłam pod uwagę rzeczy nieco bardziej ambitne niż poranne mycie zębów, powiedzmy - chciałabym ćwiczyć 3 razy w tygodniu po maksymalnie godzinie (jak mówiłam, plan ma być wzorcowy ;P)


2. Potem zrobiłam tabelkę i to wszystko tam wpisałam ;) Jestem wzrokowcem, więc musiałam wszystko zrobić na kolorowo.


3. Wsadziłam plan do koszulki, bo jestem brudasem i z pewnością zaraz bym go zniszczyła (i tak nigdy nic nie wiadomo...).


Pewnie gdzieś go powieszę, aby był widoczny (przejrzystość niestety stracił w starciu z moim talentem antyestetycznym). 
To tyle, mam nadzieję, że ten plan nieco ułatwi mi życie ;)

Idę spać, bo padam, a jutro uczelnia...

MÓJ CHŁOPAK - ARTYSTA ;)

Słomiany zapał jednak wziął górę i poddałam się po jednym wpisie. Ale nie dam się tak łatwo - oto drugi wpis, którym z pewnością rozkręcę mą karierę blogerki! Poniżej udostępniam filmik z moim zdolnym chłopakiem, który zabawia parafian w Poniedziałek Wielkanocny w zabrzańskim kościele św. Józefa. Naprawdę musiałam się tym pochwalić ;)



No, a teraz czas zabrać się wreszcie do nauki, gdyż sesja zbliża się wielkimi krokami...

niedziela, 30 marca 2014

IDZIE WIOSNA, CZAS NA ZMIANY

Bla, bla... nie będę się rozpisywać, jak mi miło, że założyłam bloga, że wreszcie znalazłam czas, żeby się nim zająć. Po prostu no, jak wyjdzie, tak wyjdzie.

(róże na Dzień Kobiet)

Od Dnia Kobiet mam nowego przyjaciela, który zwalcza powoli we mnie strach przed wszystkim, co gra.

(najwspanialsze ukulele na świecie)

Poza tym, po pierwszej w życiu zdanej sesji (yayy) pozwoliłam sobie na szał zakupowy, którego efektów nie chce mi się jednak póki co przedstawiać. Przy okazji sfotografuję. Między innymi skusiłam się na dwie spódniczki z H&M, które szczerze mówiąc stały się moimi jedynymi spódnicami (jakaś pojedyncza chyba czeka jeszcze na prasowanie, ale niewarta jest uwagi).

(źródło: hm.com)

(źródło: hm.com)

(źródło: hm.com)

(źródło: hm.com)


Za oknem właśnie świeci słonko, co skłoniło mnie do przejrzenia wiosennych butów. Wyciągnęłam z szafy mamine espadryle, wygrzebałam jakiś stary rzemyk i przeplotłam go w miejsce starego sznurka, który dotychczas zdobił buty. Myślę, że wyszło całkiem nieźle. Co więcej, buty są totalnie w moim guście, ponadto strasznie wygodne (a to cenię ponad wszelką miarę!), więc myślę, że już jutro dam im pozwiedzać moją uczelnię.

(mamine espadryle;D)

No, sądzę, że to tyle, póki co. Czas się zabrać za naukę, a przy zmienionym dziś czasie niezwykle ciężko mi zrobić cokolwiek produktywnego.